sobota, 28 listopada 2015

Październikowy pucz w Burkina Faso



10 października - po tygodniu - skończył się pucz. Regiment de Securité du President (RSP), utworzony przez dyktatora, którego ludność pożegnała protestami 9 miesięcy temu, nie chciał pogodzić się z tym, że nie zaakceptowano jako kandydatów do wyborów prominentów partii dyktatora. Generał puczystów, który ma krew na rękach jeszcze od lat osiemdziesiątych też został odrzucony. Przyjął z godnością i stoickim spokojem orzeczenie sądu najwyższego... a po tygodniu zrobił pucz. 

Wszystko rozgrywało się w Ouagadougou. Niestety padło z 10 młodych spośród próbującej protestować ludności. RSP rozpraszało zebranych ostrymi nabojami... Po tygodniu generał schował się w nuncjaturze.... Kardynałowi udało się uspokoić ludność, która chciała maszerować na nuncjaturę by ostro protestować (..kamienie, ogień...). W końcu generał oddał się w ręce żandarmerii. Jest sądzony.

Jego wojoki wróciły do koszar. Jednak gdy przyszło do oddania broni regularnej armii, która zjechała się z niemal wszystkich większych miast by wykurzyć RSP, okazało się, że ci ostatni nie chcą oddać dubeltówek. Więcej, argumentowali, że cześć uzbrojenia należy do innych państw i jest tylko przechowywana w ich magazynach. RSP to około 1200 żołnierzy, na chyba 10.000 ogółu armii. Są najlepiej uzbrojeni, najlepiej płaceni...i chyba też dlatego nie lubiani przez resztę żołnierzy.
W końcu zamknęli oficerów od rozbrojenia jako zakładników....Tak koło południa. A po północy regularna armia przypuściła szturm ich koszary. Ponoć odbyło się bez ofiar w ludziach. Rozesłano ich po wszystkich jednostkach w kraju i tym samym RSP już nie istnieje.

Dzięki Bogu nie ma porównania z sytuacja na Wybrzeżu. Układ sił politycznych, a może bardziej, stokrotnie mniejsza różnorodność plemienna i chyba również mniejsze zyski do podziału, to wszystko sprawia, że nie powinno już nic więcej się wydarzyć w czasie po wyborach. A wybory przełożono na 29 listopada. 
 
W sumie cały kraj ...czyli duże miasta....ucierpiały sparaliżowaniem życia. Ludność, a w zasadzie młodzież strajkowa, pilnowała by żaden sklep nie był otwarty, żadna budka z czymkolwiek... Nawet pietruszki na targu nie można było sprzedawać.... Oczywiście wszystkie instytucje, banki itd., miały odgórny nakaz nie otwierania. Zresztą i bez tego nie odważyliby się otwierać, widząc setki dzieciaków gotowych do rozróby.
 

 
U nas, w Koudougou, popalili z 5 domów i restauracje należących do byłych osobistości partii dyktatora, właściwie bogu ducha winnych w zaistniej sytuacji.

Teraz panuje spokój, a wybory już jutro!

 
 
foto: ibtimes.com, BBC