Kościół emigrantów w państwie emigrantów.
Nie wiem, czy ktoś próbował analizować rolę jaką odegrały poszczególne religie
i kościoły w kształtowaniu tego państwa? Czy ktoś opisał wkład kościelnych
instytucji w formacje pokoleń amerykańskich obywateli, w większości ludzi oderwanych
od ich ojczystych korzeni i przesadzonych do nowej rzeczywistości? Jak rozumieć
nieodparte parcie do posiadania własnego kościoła parafialnego przez wszystkie
przybywające tu nacje i wyznania? (przypomnę że
w tamtej epoce msza była sprawowana wszędzie w języku łacińskim a jedynie kazania były w językach narodowych). A może właśnie to, iż kościół
pomagał im nie zagubić ich tożsamości, ich odrębności, stworzyło niepowtarzalny
fenomen „tygla świata”?

Tyle nowych doświadczeń, a ile jeszcze do poznania!
Trzeba by tutaj pożyć i popracować dużo dłużej by „widzieć jaśniej”. Odjadę z
pytaniem: „Jaka przyszłość przed diecezja emigrantów?” „Jak potoczy się rozwój
tego nagromadzonego bogactwa doświadczeń kościołów z niemal wszystkich części świata
tworzących wspólnotę Katolickiego Kościoła na Brooklynie?”
Jedność wszystkich parafii i kapłanów wokół biskupa jest
bezsprzeczna. Organizacja księży pracujących w polskim duszpasterstwie działa
sprawnie. Brakowało mi jedynie jakichś znaków więzi pomiędzy poszczególnymi, pobliskimi
parafiami. Zapewne wielu rzeczy jeszcze nie poznałem..... Patrzyłem
jako „turysta – stażysta”, będąc w jednej z najmniejszych polskich parafii na
Brooklynie, z myślami i planami ciągle na innym kontynencie, z ograniczonymi możliwościami
porozumiewania się.
I tak to proszę potraktujcie, jako osobiste refleksje nad
kościołem dla mnie „znów innym”, a przecież ciągle tym samym: Chrystusowym, katolickim,
kościołem uniwersalnym, który im bardziej odkrywam tym bardziej podziwiam.
Wasz „koziołek matołek”.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz