Po kilku minutach pojawili się uzbrojeni mężczyźni, czyli żołnierze, bo policjanci nie maja broni. Było po czwartej. Wyszedłem by pójść do Jaśka. Przechodząc obok mojego pokoju zobaczyłem wyłamane kraty okna, rozbite szyby i firankę powiewającą na zewnątrz. Reszty można było się domyśleć. Zanim poszli do Jaśka spędzili sporo czasu u mnie, później w biurze a nawet w zakrystii.
Drewniane drzwi u Jana, wzmocnione od wewnątrz nie puściły. Złodzieje użyli tej samej metody, co u mnie – wyłamali kraty i weszli oknem. Zerwali mu złoty łańcuszek z krzyżykiem i zażądali pieniędzy. Kazali mu się położyć za łóżkiem i nie patrzeć w ich stronę. Wyszedł bez szwanku na ciele. Od wczoraj śpi w nowym domu tam gdzie ja.
Od rana defilowali urzędnicy policyjni i inni by nas pożałować i pospisywać raporty. Schemat podobny jak przed rokiem.
Ciąg dalszy historii nastąpi. Jest północ. Z każdej strony wyśpiewują muzułmańskie meczety – jakieś ich czuwanie, w którym musi uczestniczyć całe miasto.... Pozostaje zagadka, jak to się dzieje, że od początku ofensywy wojsk republikańskich wstawiających prezydenta na jego stołek, żaden meczet, żaden imman nie został zaatakowany przez wojsko, ani przez najmniejszego złodziejaszka?
W czym my tu na prawdę uczestniczymy?
Zb Las cmf
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz