czwartek, 27 marca 2014

Już z lotniska!

Cześć moi “blogowicze”!
Mam pięć godzin do wejścia na pokład samolotu z Brukseli do Abidjanu. Dużo czasu. Jeszcze nigdy tak długo nie musiałem czekać. No to niech będzie “myśl o czasie”.
“Jak szybko ten czas ucieka…” Oczywiście nie jest to moja oryginalna myśl, ale ta wyłuskana, zapamiętana z mnóstwa spotkań, które są już za mną. Ciekawe, że nie tylko moi bliscy i znajomi jak ja “po pięćdziesiątce” z nutką nostalgii czy żalu, jakby zapatrzeni w teraźniejszość co właśnie staje się przeszłością, wygłaszali tę prawdę : Ale ten czas szybko leci!  Mówiły to i dwudziestolatki! Czyżby jakaś akceleracja cywilizacyjna, bo ja w ich wieku….! A skoro tak wspólnie o tym wiemy że “przeleciało” to chyba tym bardziej trzeba by było, świadomie, jak najwięcej tych chwil zatrzymać. 
 
Tak więc szybko minęło mi te dziesięć miesięcy roku sabatycznego i spieszno mi wracać. Tak, spieszno mi wracać, bo czas szybko ucieka i robota czeka…. No, chyba nie muszę tłumaczyć, że to nie o robotę się rozchodzi, nie ona pogania ale…. marzenia! Wypoczął duch i ciało, i znów chce mi się marzyć, i mam nowe marzenia. Marzy mi się …
Co mi się marzy to się wydarzy…. Nie to chciałem napisać, ale się napisało -  niech jest taka odpustowa rymowanka, dlaczego nie? A o tym co mi się marzy napiszę w najbliższej przyszłości, bo tekst na blog ma być krótki.
A dziś, namawiając was by nie smucić się tym, iż czas przemija nieubłaganie, chcę każdemu z was spotkanych na drogach: Niemiec, Anglii, Stanów i domu jakim jest dla mnie Polska, podziękować za wspólnie spędzone dobre chwile. A tych z was, których właśnie z braku czasu spotkać nie zdołałem przepraszam, z nadzieja że już jestem usprawiedliwiony.
Niech Pan czasu i wieczności nas strzeże…. A my, dajmy się mu prowadzić.
Pa.
Z lotniska w Brukseli. 25.03.2014 10h00 – 11h07
 
…. I co ja mam robić jeszcze 3 godziny? Wiem! Idę coś zjeść!

wtorek, 25 marca 2014

Brooklyn, parafia Matki Boskiej Pocieszenia. Wrzesień 2013 – luty 2014.... cz.2

Kościół emigrantów w państwie emigrantów. Nie wiem, czy ktoś próbował analizować rolę jaką odegrały poszczególne religie i kościoły w kształtowaniu tego państwa? Czy ktoś opisał wkład kościelnych instytucji w formacje pokoleń amerykańskich obywateli, w większości ludzi oderwanych od ich ojczystych korzeni i przesadzonych do nowej rzeczywistości? Jak rozumieć nieodparte parcie do posiadania własnego kościoła parafialnego przez wszystkie przybywające tu nacje i wyznania? (przypomnę że w tamtej epoce msza była sprawowana wszędzie w języku łacińskim a jedynie  kazania były w językach narodowych). A może właśnie to, iż kościół pomagał im nie zagubić ich tożsamości, ich odrębności, stworzyło niepowtarzalny fenomen „tygla świata”?
Na pierwszej porannej mszy w naszym kościele, w języku polskim, gromadzi się niewiele osób. Ale za to niemal zawsze są reprezentowane przynajmniej trzy, czasami cztery narodowości. Polacy oczywiście rzecz jasna są, jest Meksykanin i kobieta ze „spaniszy” (hiszpańskojęzyczna), jest Amerykanin i czasami jest jeszcze mężczyzna – nie wiem, Koreańczyk albo Wietnamczyk, ...na polskiej mszy. Na angielską, pół godziny po polskiej widać przyjść nie mogą więc są z Polakami.
Tyle nowych doświadczeń, a ile jeszcze do poznania! Trzeba by tutaj pożyć i popracować dużo dłużej by „widzieć jaśniej”. Odjadę z pytaniem: „Jaka przyszłość przed diecezja emigrantów?” „Jak potoczy się rozwój tego nagromadzonego bogactwa doświadczeń kościołów z niemal wszystkich części świata tworzących wspólnotę Katolickiego Kościoła na Brooklynie?”
Jedność wszystkich parafii i kapłanów wokół biskupa jest bezsprzeczna. Organizacja księży pracujących w polskim duszpasterstwie działa sprawnie. Brakowało mi jedynie jakichś znaków więzi pomiędzy poszczególnymi, pobliskimi parafiami. Zapewne wielu rzeczy jeszcze nie poznałem.....   Patrzyłem jako „turysta – stażysta”, będąc w jednej z najmniejszych polskich parafii na Brooklynie, z myślami i planami ciągle na innym kontynencie, z ograniczonymi możliwościami porozumiewania się.
I tak to proszę potraktujcie, jako osobiste refleksje nad kościołem dla mnie „znów innym”, a przecież ciągle tym samym: Chrystusowym, katolickim, kościołem uniwersalnym, który im bardziej odkrywam tym bardziej podziwiam.
 
Wasz „koziołek matołek”.